Islandia 20-26.09.2025 #TakByło!
- dobrochnafrac4
 - 27 wrz
 - 2 minut(y) czytania
 
Życie lubi zaskakiwać i choć plan zakładał trochę inną konfigurację, to nasza pierwsza wyprawa sezonu 2025/2026 okazała się wyjątkowo kameralna. Trójka Podróżników, ponad 1300 przejechanych kilometrów, dziesiątki urokliwych miejsc, setki kadrów, milion zachwytów i niepoliczalna liczba wspomnień. Tak właśnie rozpoczęliśmy kolejną przygodę ze Światłami Północy w Krainie Ognia i Lodu!

Naszą wyprawę zaczęliśmy od przeskakiwania z kontynentu na kontynent. Takie rzeczy tylko na Islandii! Most nad szczeliną między Europą a Ameryką Północną to niezwykłe miejsce, symbol siły geologicznych procesów i świetny wstęp do podróży. Chwilę później weszliśmy w świat bulgoczących błot, buchającej pary i intensywnego zapachu siarki na polach geotermalnych. Trudno o bardziej sugestywne spotkanie z „oddechem Ziemi”.


Kolejny punkt na naszej trasie krater wygasłego wulkanu. Możliwość zajrzenia wprost do wnętrza naszej planety działa na wyobraźnię jak mało co. Tuż obok swój spektakl dawał gejzer, wyrzucając w górę wrzące fontanny. Patrzenie na to widowisko wciąga niczym chrupanie chipsów: jeden wybuch i już czekasz na następny. A potem przyszła pora na Gulfoss - majestatyczny wodospad o potędze, która sprawia, że człowiek czuje się maleńki wobec sił natury.

Wodospadów było zresztą znacznie więcej. Każdy inny, każdy zachwycający – od delikatnych kaskad po monumentalne kurtyny wody. Można je podziwiać bez końca i za każdym razem odnajdywać w nich coś nowego. Nic dziwnego, że Islandia uchodzi za krainę wodospadów, a my mogliśmy zanurzyć się w ich różnorodności, przesiąkając Islandią...

Nasza droga poprowadziła także ku lodowcom - błękitnym, majestatycznym gigantom, które od tysięcy lat rzeźbią islandzki krajobraz. W lagunach lodowcowych podziwialiśmy kry lodu dryfujące ku oceanicznemu bezkresowi, a do tego mieliśmy szczęście spotkać foki. Dzicy mieszkańcy północy, zupełnie niezainteresowani ludźmi, pozwoliły się obserwować z bliska w swoim naturalnym rytmie.


Każdy dzień był inny, każdy obfitował w emocje. Wędrowaliśmy wzdłuż monumentalnych klifów, wsłuchując się w huk fal rozbijających się o skały. Pogoda zmieniała się jak w kalejdoskopie - słońce, mgła, deszcz i znowu blask. Islandzka aura to osobna kategoria meteo, ale właśnie ona dodaje tej krainie magii i nieprzewidywalnego uroku.
Największe emocje wzbudziła jednak zorza polarna. Zielone wstęgi światła tańczące nad nami, oglądane prosto z gorących źródeł, były przeżyciem absolutnie nie do opisania. A wszystkiemu przyglądała się Droga Mleczna - tysiące gwiazd rozsypanych jak diamenty na aksamitnym niebie. I nawet gdy przyszła pora na sen, trudno było zamknąć oczy, bo aurora potrafiła zatańczyć tuż za oknem. Nasi Podróżnicy mieli szczęście podziwiać ją także z pokładu samolotu, zarówno w drodze na Islandię, jak i podczas powrotu.




To była wyprawa pełna kontrastów - śmiechu i ciszy, rozmów i wzruszeń, wiedzy i zadumy.
Kraina Ognia i Lodu po raz kolejny przypomniała, że potrafi spełniać marzenia!

Wiktorio, Patryku, Robercie - dziękujemy Wam za wspólną podróż, która była jak film drogi,
pełen niezwykłych kadrów i przeżyć, które wierzymy, że zostaną z Wami na długo.





































































































Komentarze